Do prokuratury i CBA trafiło doniesienie w związku z informacjami o zwolnieniu wysokiej urzędniczki w Ministerstwie Zdrowia. Jak donosił w piątkowym wydaniu "Fakt", kobieta ujawniła, że przy decyzjach w sprawie refundacji leków łamano prawo. Powstaje więc uzasadnione pytanie, czy doszło do korupcji i działania na szkodę Skarbu Państwa?

Według "Faktu" Edyta M. była naczelniczka w Departamencie Polityki Lekowej i Farmacji w Ministerstwie Zdrowia, odkryła, że defraudowane są państwowe pieniądze. W grę wchodzić miały zyski dla koncernów farmaceutycznych. Refundacja polega na tym, że za klienta płaci skarb państwa, z pieniędzy zabranych podatnikom. Według Edyty M. ministerstwo miało zawyżyć ceny leków, co oznacza stratę dla Polaków a zysk dla koncernów zagranicznych.

Edyta M. wydała negatywną opinię na temat objęcia refundacją i ustalenia ceny urzędowej m.in. dla leków Gilenya („została wydana decyzja o objęciu refundacją i ustaleniu ceny urzędowej przedmiotowego leku ze złamaniem art. 13 ust. 3 i 4 ustawy o refundacji leków”) czy Pradaxa („decyzja z naruszeniem art. 13 ust. 2 ustawy o refundacji”). Finalnie koszt Narodowego Funduszu Zdrowia oraz koszt ponoszony w ramach programu leki 75+, miał być wyższy, niż wynikający z art. 13 ust. 2 ustawy refundacyjnej. 

Gdy Edyta M. poinformowała przełożoną o łamaniu prawa przy wydawaniu decyzji refundacyjnych, zaczęła być przez nią, jak twierdzi, prześladowana, a w końcu zwolniona. Powołano specjalną komisję, która stwierdziła, że żadnego prześladowania nie było. Po zakończeniu procedury antymobbingowej Edyta M. została zwolniona z powodu "utraty zaufania".

W życiu codziennym Polaków brak zaufania oznacza, że nie można tej osobie powierzyć żadnej tajemnicy, bo pójdzie i komuś wypapla. Czyżby z tego powodu pozbyto się Edyty M. z Ministerstwa Zdrowia?

W ministerstwie pracowała dziewięć lat, jeszcze w grudniu była nagradzana. Kilka dni później zwolniono również jej przełożoną.
Z pewnością każdy polski rząd jest nieprzygotowany na negocjacje z koncernami farmaceutycznymi. Z jednej strony mianowani z awansu partyjnego ministrowie a z drugiej strony zawodowi negocjatorzy. Jeśli do tego jeszcze dojdą urzędnicy pragnący szybko się wzbogacić to tym gorzej dla narodu Polskiego, który za to wszystko płaci podatkami.

Teoretycznie ministerstwo reprezentuje interes narodu polskiego, ale w praktyce odnosimy wrażenie, że znacznie lepiej na tym wychodzą firmy farmaceutyczne.

Nie dalej jak miesiąc temu z niejasnych przyczyn podniesiono cenę urzędową leku Xarelto firmy Bayer. Zaskoczeniem była też wysoka cena urzędowa szczepionek na grypę Vaxigrip Tetra.

Czyżby firmy farmaceutyczne narzucały swoją wolę urzędnikom ministerstwa zdrowia?

Zastanawiające jest, jak szybko Edyta M. z pracownika nagradzanego stała się „niegodna zaufania”. Możliwe, że wcześniej była nagradzana na wyrost lub teraz jest zwolniona z powodu przesady ministerstwa w drugą stronę. Musimy jednak liczyć się z inną możliwością. Nie możemy wykluczyć, że naczelniczka Edyta M. była nagradzana, dopóki współpracowała i niczego nie widziała, a gdy przejrzała i przestała współpracować, to natychmiast stała się "niegodna zaufania". Zapytajmy, czyjego zaufania stała się niegodna? Uczciwych ciężko pracujących urzędników państwowych, czy może skorumpowanej bandy złodziei? Odpowiedzi na te pytania oczekujemy od funkcjonariuszy CBA, tylko czy im można zaufac? 

Naród polski ma prawo dojść do wniosku, że pod nosem ministra Łukasza Szymowskiego doszło do złamania prawa, a urzędniczka, która to ujawniła, wyleciała z pracy.

Krzysztof Król
na podstawie: 
https://www.fakt.pl/ 
https://fakty.interia.pl/ 
https://fakty.interia.pl/